18 lutego 2009 roku zmarła Kamila Skolimowska – młociarka, najmłodsza polska mistrzyni olimpijska w historii, ale przede wszystkim kochająca córka i troskliwa przyjaciółka. Mimo że fizycznie Kamy już nie ma, wspomnienia o niej pozostaną żywe na zawsze.

Gdyby Kamila Skolimowska żyła, miałaby w tej chwili skończone 40 lat. Ale nie żyje. Jej serce przestało bić 18 lutego 2009 roku na zgrupowaniu w Portugalii. Tamtego dnia stanęło ich więcej – z tą różnicą, że ci, którzy ją kochali, musieli otrzeć łzy i próbować uporządkować życie od nowa. Wychodziło różnie, bo to mit, że czas leczy rany. Każdego poranka jest przecież tak samo: pani policjantka już nie pilnuje, pani młociarka już nie rzuca. Pani Kamila już nie daje życiowych porad ani nie spędza z bliskimi wolnych wieczorów – takich do bardzo późna. Córcia już nigdzie nie wyjeżdża, narzeczona nie dzwoni, przyjaciółka nie doradza. Tylko patrzy z góry na to, co po niej zostało.
Zadaniem tych, którzy zostali na dole, jest dbanie o to, by zostało dużo. Mistrzostwo olimpijskie, dwa medale mistrzostw Europy i trzy tytuły młodzieżowe to tylko wycinek.
Kamila mówiła: Mamuś, ty nie choruj, bo masz mi przy dzieciach pomagać
– Minęło 14 lat, odkąd Kamy nie ma. Szmat czasu, jeśli się zastanowić, że przecież dopiero co nakryłem ją w Stuttgarcie na jedzeniu jabłek przez sen. Jak dziś pamiętam, że kiedy się obudziła, stwierdziła, że to nic dziwnego, bo po prostu była głodna. O, albo nasze pogawędki w wiosce olimpijskiej w Pekinie… One jakby skończyły się przedwczoraj. Wszystkie wciąż bym zacytował, co do zdania. Po tym, jak wywalczyłem tam srebrny medal, usiedliśmy na krawężniku i mnie ostrzegła: twoje życie od teraz nigdy nie będzie takie samo. Uważaj, żeby w tym nie zwariować. Gdy to mówiła, miała ledwie 25 lat, a brzmiała jak życiowa mentorka. Taka, której po prostu wierzyłeś i jej ufałeś – cytuje Piotr Małachowski.
Oboje by wtedy nie uwierzyli, że największą zmianą dla dyskobola będzie fakt, że obecnie – odkąd już sam zakończył karierę – jest dyrektorem sportowym jej memoriału.
Ale to, co lekkoatletka radziła w Chinach Małachowskiemu u progu jego sławy, nie było pustymi słowami.
– Jej życie, poza tym, że poznała ją cała Polska, po złocie w Sydney w zasadzie pozostało takie samo. Albo inaczej: ona jako człowiek była taka sama. Była na ziemi, doktorat chciała pisać. Miała plan na drugie życie. Nie zdążyła – dopowiada mama Kamili, Teresa Skolimowska. Nawet po tylu latach są momenty, że zawiesza głos. Zgadza się, że jej kariera w sporcie była odwrotna niż zazwyczaj – taka, gdzie największy sukces przychodzi na początku, a później właściwie tylko goni się własną legendę. – Zaczęła treningi, gdy miała 13 lat. I zaraz potem podbiła świat. Media zrobiły sporo szumu i temu nie ma się co dziwić. W końcu nigdy nasz kraj nie miał tak młodej mistrzyni olimpijskiej. Jednak to wszystko, co działo się wokół Kamili, było na zewnątrz, poza drzwiami domu. Gdy te się zamykały, ona cały czas była naszą córcią. Tą, która chciała działkę kupować. Tą, która zakazywała mi przedwcześnie chorować, bo miałam zostać babcią i pomóc w wychowaniu jej dzieci.

Teresa i Robert Skolimowscy pamiętają wszystko: jej pierwsze treningi, pierwsze medale, nominację na igrzyska, chwałę. Ale również wszystkie porażki – te momenty, które uszlachetniają.
– Czas nie nanosi na to mgły – przekonuje ojciec. Jest w końcu prezesem fundacji im. Kamili Skolimowskiej – instytucji, która od 2009 roku organizuje zawody poświęcone jej pamięci. Odkąd impreza weszła na największe stadiony w Polsce, jeden z sektorów zawsze pozostaje zarezerwowany na portret lekkoatletki. – I ona na nim tak pięknie się śmieje. Bardzo z mężem lubimy to zdjęcie, ona w każdą stronę patrzy. My nigdy nie przestaniemy myśleć o tym, że ją straciliśmy. Ale nigdy też nie przestaniemy być jej rodzicami, takimi, którzy chociaż nie mogą fizycznie przytulić się do własnego dziecka, mogą o nim myśleć.
Charakterek i dystans. Małachowski: to kopalnia anegdotek
Tomasz Majewski, obecnie wiceprezes PZLA, sportowo przerósł Skolimowską. Małachowski, podobnie jak jego kolega, też ma dwa olimpijskie medale, chociaż upodobał sobie srebro. Obaj jednym głosem mówią, że te porównania od dawna nie mają żadnego znaczenia. Miałyby, tylko gdyby mogli jak dawniej spotkać się w swoim gronie i nawzajem podokuczać.
– Miała kapitalne poczucie humoru. I dystans do siebie – wspomina kulomiot. A Małachowski od ręki sypie anegdotami. Jak choćby tą o sklepie dla dorosłych, którą opowiedziała im przed laty na jednym z lotnisk. – Siedzieliśmy przed lotem do Warszawy przy bramce, tam – wiadomo – dyskutujemy o życiu. O wszelkich pierdołach. Wokół pełno rodaków, więc wszyscy raczej nie podnosimy głosu, aż Kama nagle, jak gdyby nigdy nic, wypala: „a wiecie, że z ciekawości wlazłam do sex-shopu? To miał być żart, ale ekspedientka tak się zaangażowała w sprzedaż, że wyszłam stamtąd z jakimś ubrankiem. Okazało się, że tak duże rozmiary też tam mają!” Słuchaliśmy tej opowieści, patrząc jednocześnie na stoliki wokół. I na głowy, które po rozpoznaniu mistrzyni coraz szerzej otwierają oczy – śmieje się Piotr. Zaraz jednak dodaje: – ta sytuacja była absurdalna, ale miała miejsce w zamkniętym gronie. Na zewnątrz nigdy nie brakowało jej dobrych manier. Zawsze wiedziała, jak się zachować. Była dobrą dyplomatką.
– Charakterku nie można było jej odmówić – potwierdza Majewski. – Zresztą jak wszystkim sportowcom, którzy dzień w dzień harują na własne nazwisko. Ale Kamę pamiętam jako osobę, przy której człowiek czuł się spokojnie. Dostawał od niej całe ciepło.
W idealnym świecie nie byłoby jej ronda, memoriału ani stadionu
Teraz ciepło Kamie można już tylko oddawać. I ludzie to robią – w końcu na nagrobku Kamili nigdy nie brakuje zapalonej świeczki. W kamieniu wyryto, że „odchodzimy wtedy, kiedy lepsi nie możemy już być”. Podobno przy ostatnim pożegnaniu wypowiedział to ówczesny minister sportu. Możliwe. Z drugiej strony, chyba wszystkim jej bliskim Skolimowska wystarczałaby taka, jaką była, byle tylko wciąż mogła być wśród nich.
– Zastanawiacie się czasami, jak z nią wyglądałby wasz obecny świat? – pytamy rodziców.
– Nadal byłaby policjantką! – wykrzykuje pan Robert. Żona dopowiada, że z nią ten jej mikrokosmos byłby po prostu lepszy. – Nie byłoby ani ronda nazwanego na jej cześć, ani stadionu. Nie byłoby memoriału jej imienia, tylko być może zwykłe zawody, przy których sama by pracowała w organizacji. Bylibyśmy dziadkami – odpowiada pani Teresa. Małachowski jest z kolei zdania, że mając tak otwarty umysł i pokłady cierpliwości, mogłaby być świetną trenerką. – Mistrzowie tej klasy mają genialne czucie własnego ciała i spojrzenie na technikę innych. Ona miała jeszcze jedną cechę: wyrozumiałość. Łatwo mi sobie wyobrazić, jak wpatrzone w kogoś takiego byłyby dzieciaki, marzące o tym, żeby któregoś dnia – tak jak ona – posłuchać Mazurka Dąbrowskiego. Zresztą, nawet gdyby nie chciała nikogo szkolić, za samą jej obecność w telewizji przy dużych zawodach dałyby się pokroić wszystkie stacje – puszcza oko.
Jest lista startowa, na której Kama będzie zawsze
W telewizji – niestety – Kama będzie już transmitowana wyłącznie przez pryzmat memoriału. Bliscy od początku byli zgodni, że mityng pamięci Skolimowskiej to najlepsza forma upamiętnienia jej życia. Kiedy zmarła, rodzinie i przyjaciołom organizacja pierwszej edycji zajęła kilka tygodni. Wszystko działo się automatycznie. Wszystko zagrało jak trzeba.
– Jakby prowadziła nas za rękę – wiele razy powtarzał ojciec. – To zasługa Marcina. Gdyby nie on, niczego by nie było: tysięcy ludzi na trybunach, tego zdjęcia na sektorze, tych gwiazd. I Diamentowej Ligi – dopowiada matka.
Szczęśliwie dla mityngu, polski rzut młotem wciąż ma się znakomicie. Odkąd Kamila odeszła, medale wielkich imprez zdobywali Anita Włodarczyk, wspomniany Ziółkowski, Joanna Fiodorow, Paweł Fajdek, Malwina Kopron i Wojciech Nowicki. Wielu po ceremoniach dekoracji wciąż przyznaje, że to dla niej lub – w jakimś sensie – dzięki niej. – Ale nawet gdyby któregoś dnia coś się zacięło i następcy przestali „dowozić” sukcesy, to rzut młotem w Silesia Memoriale Kamili Skolimowskiej pozostanie na zawsze – zapewnia dyrektor Małachowski. – Wszystko, dlatego że w naszych sercach Kamila zawsze będzie na liście startowej. Ona umarła i tego nie cofniemy. Ale wspomnienia nie umrą nigdy.
14. Silesia Memoriał Kamili Skolimowskiej w randze Diamentowej Ligi odbędzie się na Stadionie Śląskim 16 lipca 2023 roku. Jak zawsze z portretem mistrzyni na jednym z sektorów. Tym najpiękniejszym.
